wtorek, 26 maja 2015

Herbatka i ciasteczka

Okazuje się, że szycie i dobre jedzenie często chodzą parami. A od kiedy jestem częścią grupy szyciowej to i okazji do jedzenia pyszności mi nie brakuje. Tym razem zorganizowaliśmy poczęstunek na cześć koleżanki z Auckland, która wpadła na kilka dni do Wellington. Zaczęliśmy od wizyty w lokalnych sklepach z tkaninami.

Ta kurteczka z peleryna jest moja ostatnia obsesja i już niedługo zabieram się do szycia swojej własnej :)
Po (udanych!) zakupach podzieliłyśmy się na grupy, wsiadłyśmy w samochody i obrałyśmy kierunek Kilbirnie gdzie w niewielkim lokalu mieliśmy tzn High Tea. Zwyczaj ten kojarzy mi sie z damami z epoki Jane Austen które siedzą i popijają herbatkę z porcelanowych filiżanek i zajadają się malutkimi ciasteczkami. W sumie niewiele się myliłam ;) Przepyszna herbata - u mnie cynamonowa, podana została w przepięknych filiżankach - każda była inna! Do tego patery z  pysznymi kanapeczkami, bułeczkami, tartami, babeczkami... Mus czekoladowy był nieziemski! Na pewno nie była to moja ostatnia high tea, miejsc je serwujących jest w Wellington kilka i już mi dziewczyny obiecały że zabiorą mnie do każdego z nich. Już się nie mogę doczekać


wtorek, 19 maja 2015

Burdowe dzinsy

Kiedy uszyłam moje spodnie w kropki to wiedziałam, że ten wykrój będzie wykorzystany jeszcze nie raz. Okazja nadarzyła się, kiedy podczas wypadu do sklepu z tkaninami kupiłam granatowy dżins. Zakup ten zrobiony został jakoś pod koniec kwietnia, ale nie mogłam się zabrać do szycia. Głównym powodem były moje dylematy rozmiarowe. Tkanina w kropki była bardzo rozciągliwa i spodnie wyszły trochę za duże. Mój dżins ma odrobinę lycry, ale nie za dużo i bałam się że wyjdą za male. Koniec końców stwierdziłam ze od tego myślenia boli mnie głowa i wykrój wycięłam o rozmiar większy ;)


Był to prawie strzał w 10! Spodnie są trochę ciasnawe, ale dajcie mi tydzień lub dwa - w ciągu ostatnich tygodni udało mi się zrzucić 6 kg wiec liczę na to, że będę je nosić tak od czerwca. Szycie nie sprawiło mi żadnych problemow, nawet mój rozporek tym razem się udał! Dziurkę musiałam zrobić samodzielnie za pomocą zygzaka, wiec wyszła trochę koślawa. Guzik to jeden z tych zapasowych dodawanych do sklepowych dżinsów. Brzegi kieszeni zostały wykończone wiskozowa taśmą "Snug Hug" - fajna opcja bo taśma ta jest cieniutka i się nie odznacza po drugiej stronie. Miałam okazje ją wypróbować dzięki koleżance i chyba sama zamówię sobie szpulkę dla siebie. Czasami się pewnie przyda. Kieszenie jak zwykle musiały być kolorowe - wykorzystałam bawełniane ścinki.
Niestety ten dżins okazał się taki sobie jeżeli chodzi o jakość. Jest trochę za cienki na spodnie i łatwo go uszkodzić - zostały na nim ślady  po rozpruwaniu szwów. Nie jestem z tego powodu zbyt szczęśliwa. Ale planuje kolejna wersje - mam w domu fajny material, gruba bawełnę, która powinna spisać się na medal w połączeniu z tym wykrojem. No i oczywiście wciąż szukam idealnego dżinsu ;)


 A tu już dżinsy w przybliżeniu:
Wspomniana taśma - krzywo przyszyta, ale brakuje mi wprawy.





piątek, 15 maja 2015

Zdjeciowa migawka

Co u Was słychać kochani? U mnie trochę niespokojnie muszę przyznać. Zaczęło się od kilku trzęsień ziemi jakieś 3 tygodnie temu.Tutaj w Wellington. Potem tragiczne trzęsienie w Nepalu, spore w Papui-Nowej Gwinei, trochę mniejsze w Japonii i znowu w Nepalu. Ciężko ogląda się takie wiadomości wiedząc, że mieszka się na styku płyt tektonicznych...
Teraz znowu dopadły nas ulewy - przez ostatnie dwa mieliśmy praktycznie kilkugodzinne oberwania chmur, zresztą ciągle leje...pozalewało miasta, wywaliło studzienki, osypała się ziemia w kilku miejscach blokując drogi - akurat te które dla których nie ma objazdów! Nie jeżdżą pociągi, pozamykano szkoły... Trzymajcie kciuki żeby przestało padać!


Ale dzieją się tez fajne rzeczy! Po pierwsze - dalej biegam! I coraz lepiej mi to idzie. Niedawno przekroczyłam barierę 10 km i 1-3 razy w tygodniu biegam sobie do pracy. Fajna sprawa :) Poza tym dużo szyje - w weekend udało mi się nawet porobić trochę zdjęć na bloga wiec spodziewajcie się nowych postów. Z moim ukochanym Rudzielcem korzystamy z każdego słonecznego dnia i chodzimy sobie po okolicznych górach... nawet nadchodząca zima nie psuje mi humoru!

  1. Rugby - narodowy sport Kiwusów :) Miałam okazję pójść na mój pierwszy mecz na żywo i było fantastycznie!
  2. Przeglądam swoja książkę do konstrukcji ubioru i mam milion pomysłów. Tylko jak tu się zdecydować na jeden projekt na start???
  3. Zima idzie - koce na pewno się przydadzą. Poza tym spodziewamy się gości z polski za kilka miesięcy wiec dobrze jest mieć zapas.
  4. Wypatrzone podczas spacerów
  5. Kubek z ceramiką bolesławiecka zakupiony tu w Nowej Zelandii!!! Teraz picie herbaty jest jeszcze przyjemniejsze
  6. A tu już szykowanie obiadu - warzywa, papier ryżowy i sos z masła orzechowego. Pycha!
  1. Charytatywne szycie dla organizacji zajmującej się pomocą ofiarom przemocy seksualnej. Bardzo chętnie poświeciłam kilka godzin mojego czasu. Szersza relacja i trochę zdjęć na zaprzyjaźnionym  blogu tutaj (załapałam się na kilku zdjęciach)
  2. W kwietniu Nowa Zelandia celebrowała Dzień ANZAC wspominający żołnierzy, którzy zginęli podczas I Wojny Światowej. W tym roku była 100 rocznica bitwy o Gallipoli wiec obchody były dość huczne. Jednym z elementów był pokaz "Światła i Dźwięku" który bardzo mi się podobał. Ten "obelisk"ze zdjęcia to tak na prawdę instrument muzyczny - Carillon. Składa się on z 74 dzwonów! Jest to jeden z największych tego typu instrumentów na świecie!
  3. Nie ma to jak świeży chlebek z masłem i odrobina soli :)
  4. Paczka na 8 urodziny mojej nie już takiej malej siostry!
  5. To co tygryski lubią najbardziej - okazyjny zakup z tutejszego odpowiednika Allegro
  6. Herbatki z Clippera - znacie? Lubicie?
  1. Ciacho z fasoli i awokado na urodziny teściowej. Nie uwierzyła mi że w cieście jest fasola ;)
  2. Ciągle pada...
  3. Ostatnia zdobycz z lumpeksu. Kilka wykroi całkowicie za darmo bo babce spodobał się mój akcent ;)
  4. Sobotnia wyprawa - prawda ze pięknie?
  5. Najświeższy dodatek do mojej własnoręcznie uszytej garderoby - na blogu pewnie za kilka tygodni...lub miesięcy :P
  6. Takiiiiiiiiiiiiiiiego grzyba znalazłam - szkoda że trujący!

czwartek, 14 maja 2015

Maly niebieski top

To prawie tak jak mała czarna, nie? Swoja droga przydała by mi się mała czarna bo moja obecna uniwersalna sukienka pomału się rozpada ;) Ale wracamy to bluzki...

Az wstyd przyznać ze uszyta została ona w grudniu i dopiero teraz udało mi się o niej napisać! Zdjęcia zrobione zostały tez wieki temu bo chyba w lutym (oceniając po długości włosów). Pewnie nigdy nie ujrzałyby światła dziennego gdyby nie mój laptop, który zaczął ostatnio świrować. Całkiem możliwe że skończy się na tym, że zostanie oddany do naprawy (zgadnijcie kiedy skończyła się gwarancja?) wiec musiałam przejrzeć wszystkie pliki i mieć pewność, że nie stracę żadnych ważnych dokumentów/zdjęć.

Bluzka to model 111 z Burdy 2/2014 chociaż kilka bardzo podobnych modeli można znaleźć w innych wydaniach. Krótka, szeroka i z falbankami? Zdecydowanie nie dla mnie ale zauważyłam w niej potencjał. Tyl i przód przedłużyłam o 10 cm. Po przekopiowaniu wykroju zmierzyłam go w biuście - ponad 20 cm luzu!!! Nie chciało mi się kopiować mniejszego rozmiaru wiec zwęziłam wykrój na linii przodu i tylu co oczywiście zmniejszyło tez dekolt. Szkoda tylko że nie pomyślałam żeby to samo zrobić z odszyciami ;) Tym samym dekolt wykończony jest za pomocą podwójnej igły i wygląda całkiem fajnie według mnie. Tkanina to resztki pozostałe po tej sukience.

Coś co mnie w tej bluzce wkurza to zaszewki w rękawach - albo ja mam jakieś kanciaste ramiona albo zaszewki są źle skonstruowane. Albo po prostu nie umiem szyć ;) Poprawiłam je 3 razy aż w końcu się poddałam - następnym razem albo zasięgnę porady koleżanek albo sama sobie skonstruuje te rękawy!

A co do samych zdjęć - średnio wychodzi mi bycie fotografem i modelem w jednym! Nie zawsze jednak mam kogoś kto może mi porobić zdjęcia. Musze się chyba nauczyć lepiej pozować ;)





wtorek, 5 maja 2015

UFO nad UFAmi

UFO zaczęte grupo ponad rok temu, skończone w lutym, sfotografowane w marcu a teraz mamy maj... Żółwie tempo na szczęście dotyczy tylko bloga i zdjęć bo szyciowo ostatnio całkiem dobrze mi idzie i mam już sporo nowych ciuchów do pokazania. Jeszcze tylko żeby znaleźć czas i trafić na odpowiednią pogodę i będzie super. W Nowej Zelandii mamy teraz późną jesień co oznacza, że jak wracam do domu to już jest dość ciemno i zdjęcia wychodzą paskudne. Znowu w weekendy cały czas coś się dzieje albo spędzam je przy maszynie - wiecie, jak mam do wybory godzinę szycia lub przebranie się, doprowadzenie się do w miarę porządnego stanu, rozstawienie aparatu i statywu, zrobienie zdjęć to oczywiście wybieram szycie ;)


No ale wróćmy do mojego UFO. Niestety jest to jeden z najsłabszych moich tworów i bardzo rzadko go noszę - najczęściej pod żakietami/sweterkami i włożony do spodni/spódnicy. A szkoda bo lubię zarówna tę tkaninę jaki i model (Burda 7/2013).
Co do tkaniny - ciesze się że kupiłam ja jak o szyciu miałam male pojecie... Materiał jest cienki, bardzo rozciągliwy, śliski i moja maszyna zdecydowanie odmówiła z nią współpracy. Pomogły mi paski papieru podkładane pod tkaninę a transporter. Jak doszło do wykańczania brzegów to się poddałam ;)

Po ponad roku stwierdziłam, że trzeba to UFO wykończyć. Pomyślałam że może stopka z górnym transporterem i podwójna igła będą rozwiązaniem mojego problemu.... Niestety nie. Ostatecznie brzegi wykończyłam satynowa lamówką. Nie do końca jestem zadowolona z efektu bo lamówka ta elastyczna za bardzo nie jest i marszczy się. Teraz sobie myślę że może porządna sesja z żelazkiem by jej pomogła ;)  
Jak już pisałam ta bluzka nie jest szczytem moich umiejętności krawieckich i na mnie prezentuje się tak sobie - szczególnie w tym wydaniu. Materiał jest z rodzaju tych co pokazują każdą fałdkę. Bluzka tez śmiesznie odstaje na dole. Ale nikt przecież nie mówił, że każdy mój uszytek będzie ekstra, nie?

A przy okazji poznajcie Pana Dynię. Wraz z koleżankami zorganizowałyśmy sobie jesienną wymianę ręcznie robionych prezentów. Do motywów typowo jesiennych włączyłyśmy Halloween i meksykański Dzień Zmarłych. Mnie w prezencie trafił się ten oto okaz. Fajny, nie?

Pages - Menu