Witam po krótkiej przerwie! Wracam z nowym maleństwem do robienia zdjęć. Mam nadzieje ze jakość fotografii na blogu się poprawi, ale pewnie trochę mi zajmie obcykanie co i jak, więc nic nie obiecuje ;)
Jednym z moich celów na ten rok jest zagłębienie się w tematy okolospodniowe. Kupno spodni to dla mnie zazwyczaj traumatyczne przeżycie wiec fajnie byłoby
móc je sobie uszyć samemu. Technicznie nie jest to trudna sprawa - kilka szwów i zamek, dla bardziej zaawansowanych kieszenie i rozporek. Luzik! Problem zaczyna się jak chcemy te spodnie uszyć tak aby ładnie się układały i nam pasowały. A to już jest wyższa szkoła jazdy!
Moje pierwsze podejście do tematu spodni to dość luźne spodnie o wdzięcznej nazwie Aintoinette zaprojektowane przez australijska markę Style Arc. Jest to mój pierwszy, ale i chyba tez ostatni wykrój tej firmy. Wykroje w formacie PDF sprzedawane są w pakietach w których znajdują się 3 rozmiary. Jak na złość ja jestem pomiędzy 14 a 16, a sprzedawane pakiety to 10-12-14 albo 16-18-20. Poza tym kupując wykrój dostajemy 3 osobne pliki, każdy rozmiar jest osobno. Z jednej strony fajnie bo nie mamy miliona kresek na wydruku a z drugiej jeżeli ktoś ma np biust rozmiaru 18 a biodra 14 to ma problem bo ciężej jest zmniejszyć/zwiększyć taki wykrój.

Zdecydowałam się na kupno większych rozmiarów no bo wiadomo - łatwiej jest zmniejszać potencjalnie za duży ciuch niż powiększyć za mały. Niestety tym razem podjęłam złą decyzje. Po uszyciu kieszeni zakładek z przodu i sfastrygowaniu szwów, zaszewek i zamka przyszedł czas na przymiarki... Najnormalniej w świecie tonęłam w tych spodniach. Wyprułam fastrygę, przycięłam spodnie z każdej strony o 1,5 cm... Niewiele lepiej. Spodnie przycięłam znowu o 1-1,5 cm, pogłębiłam zakładki... Uff, pasują w talii. Łącznie zmniejszyłam obwód talii o jakieś 12 cm o ile nie więcej!
Spodnie w dalszym ciągu są bardzo obszerne. W dużej mierze to moja wina - powinnam je uszyć z wiskozy, jedwabiu albo czegoś "lejącego się". Ja zadecydowałam, że zakładki przy kieszeniach bedą wygladaly lepiej w satynie bawełnianej ;) Jest ona troche za sztywna na ten typ spodni i zamiast ladnie oplywać moje ksztalty, odstaje w malo atrakcyjny sposób.
Niemniej jednak sporo sie nauczyłam szyjąc Antonię. Po wielu przymiarkach nie mogłam już się patrzeć na moj tyłek. Rozwiazaniem problemu był Rudzielec ktory zrobil mi kilka zdjęć więc mogłam lepiej sie przyjrzec co sie tam dzieje ;) Okazało się też że pogłębiajac szew w kroku spodnie robia sie... większe. Normalnie magia!
Ja to się mowi - pierwsze koty za płoty! Akurat wczoraj zaczęłam szyć ten sam wykroj w innym, bardziej odpowiednim materiale. I pewnie byly by już skończone, ale jestem na antybiotykach, które mnie skutecznie przymulają i zszylam ze soba złe części. Teraz czeka mnie dluzsza sesja prucia...