poniedziałek, 6 lutego 2017

Astoria po raz drugi

Na blogu pojawiła się chyba tylko raz, chociaż w szafie mam już ich kilka. Wykrój to oczywiście Astoria, bluzka z magazynu Seamwork, po kilku modyfikacjach. Jest to jeden z tych niesamowicie uniwersalnych wykroi, który można uszyć milion razy i nigdy się nie znudzić!



Wspomniane modyfikacje: po pierwsze - dekolt. Oryginalna łódka niestety na mojej figurze się nie sprawdza, więc zmodyfikowałam go na wciąż dość zabudowany, ale przynajmniej okrągły dekolt. Po drugie przedłużyłam przód i tył o 5 cm po to żebym mogła ją nosić do wyższych spodni czy spódnic, choć nie koniecznie takich z typowym wysokim stanie. 


Materiał to dzianina o nieznanym składzie i dość ciekawej teksturze. Kolejny zakup za grosze - uwielbiam wyprzedaże w sklepach z materiałami! Całość uszyta na overlocku za wyłączeniem rękawów - zrobiłam podwójne podwinięcie przeszyte potrójnym zygzakiem. 


Żeby nie zanudzić Was zdjęciami mojego podwórka, wybrałam się na wycieczkę do Castlepoint na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej Nowej Zelandii. Dwie godziny w samochodzie dzielą mnie od tego widoku! Latarnia przekroczyła moje oczekiwania - jest cudowna i zbudowana w przepięknej okolicy. Po pięciu latach w tym kraju wciąż jestem nim zachwycona i prędko się to nie zmieni!











środa, 1 lutego 2017

Ulubieniec 2016-go roku

Blog już  zaczął zarastać pajęczynami więc wreszcie pora coś naskrobać, co? Szyć szyję tylko zdjęć nie było jak robić, tym bardziej że przez jakiś czas mieliśmy współlokatora i głupio mi było się wyginać przed aparatem w jego obecności . Też tak macie? Chłopak mi nie przeszkadza, sąsiedzi mogą się gapić, ale przed znajomym mi ciężko się było przełamać! Do tego spore trzęsienie ziemi w listopadzie, świąteczne zamieszanie, dużo stresu związanego z planowaniem dłuższego urlopu w Polsce i zapisywaniem się na kursy zawodowe - to wszystko odwróciło moją uwagę od bloga na dobrych kilka miesięcy. Teraz mam całkiem sporo uszytków do pokazania, więc trzymajcie kciuki żeby w weekend była dobra pogoda  to może jakieś zdjęcia porobię!



Dzisiejszy post będzie o moim absolutnym ulubieńcu zeszłego roku - kwiecistej sukienki. Uszyta w sierpniu i swoją premierę miała na imprezie z okazji 120-lecia mojej firmy. Idealnie sprawdziła się na podróż samolotem do Auckland, siedzenie w autokarze, kilka różnych aktywności, lunch, oficjalne zdjęcia firmowe, a potem dłuuuuuugie świętowanie! 


Sukienka to kolejna wersja  jednego z moich ulubionych burdowskich wykroi - model 118 z Burdy 10/2012. Uszyłam go już kilka razy ale widzę, że nie wszystkie jej wersje mam na blogu. Muszę to nadrobić! Do wykroju wprowadziłam kilka zmian:
  • odszycie dekoltu przedłużyłam o ok 7 cm tak żeby przy noszeniu jego krawędź znajdowała się pod biustem - wygodniej i nic się nie odznacza
  • ominęłam zakładki zwiększając tylko wcięcie w talii
  • zamiast marszczenia zrobiłam zakładki - chociaż na tym materiale tego zupełnie nie widać

Długość zostawiłam oryginalną - miałam ja skracać, ale jak ją przymierzyłam to spodobała mi się taka za kolana. Sukienka uszyta jest z dzianiny wiskozowej i trochę się rozciąga podczas chodzenia więc pod koniec dnia jest zazwyczaj jakieś 5 cm dłuższa! Dzianina ta już się kiedyś na blogu pojawiła w postaci koszulki i pewnie się jeszcze raz pojawi bo zostało mi jakieś 1,5m - akurat na bluzkę z długim rękawem. Rękawy i dół wykończone potrójnym zygzakiem na mojej Janome - najszybsze i najmniej problematyczne rozwiązanie. Wolałabym jednak coś bardziej estetycznego, chociaż w sumie kto tam się patrzy na takie szczegóły oprócz osób które faktycznie szyją, co?


Sukienka ta zawsze sprawia że czuję się super - podkreśla to co trzeba, wzór odwraca uwagę od mankamentów figury a do tego jest niesamowicie wygodna! Okazała się tez niesamowicie fotogeniczna i praktycznie wszystkie zdjęcia wyszły niezłe, musiałam się bardzo mocno ograniczyć do tych kilku!




Pages - Menu