piątek, 13 lutego 2015

Pingwin z Sydney

Trochę przewrotnie bo nie będzie ani o pingwinach ani o Sydney. A przynajmniej niewiele ;) Ale żebyście nie narzekali to wrzucę zdjęcie pingwina z Sydney. Słodki, nie?

Kiedy w listopadzie poleciałam do Sydney wiedziałam ze przywiozę sobie tkaniny jako pamiątki.  Po wygooglowaniu sklepów zdecydowałam się na odwiedzenie Tesutti Fabrics niedaleko głównej stacji kolejowej. Weszłam do sklepu i nogi się pode mną ugięły- tyle pięknych tkanin, szczególnie jedwabi! Moj entuzjazm trochę opadł jak zerknęłam na ceny - niektórye jedwabie przekraczały $100/m! Tańsze tkaniny wciąż były droższe niż te do których jestem przyzwyczajona. Udało mi się jednak wybrać fajna bawełnę z wzorem brzegowym, kawałek różowej wiskozy i tkaninę o nazwie "penguin flap" I stad ten pingwin w poście ;)
Materiał zaintrygował mnie swoja faktura. Jest mocno rozciągliwy, a do bazowej siateczki przyszyte są falbanki. Kupiłam jedynie 0,6 mb bo tylko tyle mieli go w sklepie. Akurat na zwykłą koszulkę.
Skorzystałam z modelu 125 z Burdy 6/14. Pominęłam zakładki  i zmniejszyłam wycięcie z tylu żeby zamiast bokserki mieć zwykły top. Musiałam go tez skrócić bo miałam za mało tkaniny. Dekolt i brzegi ramion wykończyłam podszywając je podwójną igłą. I tyle ;)
Okazało się jednak ze nie za często sięgam po te koszulkę - sztuczny material sprawia ze w upały jest mało przyjemna w noszeniu. Jakoś tez średnio pasuje mi do mojej garderoby, a faktura materiału sprawia ze noszenie jej włożonej do spodni czy spódnicy wygląda tragicznie... Mimo wszystko wciąż zdarza mi się ja nosić i zawsze myślę sobie wtedy o pingwinach ;)


Obowiązkowe głupawe zdjęcie ;) 
 I zbliżenie na fakturę materiału:

A tak mniej szyciowo a bardziej blogowo - padł mi aparat. Nie to żebym tego nie oczekiwała bo od dawna miałam z nim problemy. Od jakiegoś czasu tez rozglądałam się za następcą i już podjęłam decyzje ale chce ja jeszcze przemyśleć i skonsultować ze znajomym. W związku z tym następny post pojawi się pewnie pod koniec miesiąca. Pozdrawiam!

środa, 4 lutego 2015

Co u mnie słychać czyli zdjęciowe migawki

Cześć i czołem! Pewnie zauważyliście, że dawno nie było u mnie tygodniówek - nie potrafiłam się zebrać do regularnych postów z tej serii. Ale z drugiej strony bardzo lubię tę serię więc postanowiłam ją przekształcić w migawki, które będą się pojawiały co jakiś czas :) Zapraszam więc na styczniowe zdjęcia:

Po pierwsze w ogródku miałam fajnego gościa. Przesłodki jeż Jerzy wpadł w odwiedziny, niestety nie został na stałe. Przy okazji dowiedziałam się że jeże w Nowej Zelandii to szkodniki!!! Stanowią one zagrożenie dla ptaków nielotów które jaja składają na ziemi czyli m.in. kiwi.

Dojazdy do pracy umilałam sobie czytając biografię Zbigniewa Lwa-Starowicza. Bardzo ciekawa książka, chociaż autobiografie nie są moim ulubionym rodzajem literatury. Teraz czaję się na biografię profesora Religi ale ceny za przesyłkę zwalają z nóg. Tym bardziej że wiem ile taka przesyłka powinna kosztować więc nie uśmiecha mi się płacić kilka razy więcej...

W międzyczasie mięło 5 lat od kiedy pewien Rudzielec do mnie podszedł i powiedział "hello" Tym samym wywrócił mój świat do góry nogami. W domu czekały na mnie kwiaty i kolacja :)


Co tu dużo mówić - lato w pełni! Jest u nas słonecznie i ciepło, czasami wręcz upalnie - oczywiście jak na nowozelandzkie warunki. Ponieważ pogoda tutaj jest bardzo umiarkowana wszystko powyżej 25 stopnii uznawane jest za upały ;)

Ostatnio było też trochę szycia, chociaż nie tyle ile bym chciała. Ale może w ten weekend się wreszcie uda spędzić trochę czasu z maszyną.

Kilka tkaninowych zakupów z poczatku stycznia. Kolorowe groszki są na legginsy do biegania, czarny nylon na kurtkę a czarne groszki są już pocięte i może uda mi się z nich stworzyć spodnie. Staram się robić bardziej planowane zakupy tkaninowe, bo szafa coraz ciężej się zamyka ale ciężko się powstrzymać. Ale z drugiej strony coraz wiecej wiem o szyciu wiec moje zakupy są coraz bardziej trafne. Pozostaje mi tylko zużyć zapasy ;)
Pochwalę się nowymi krzesłami w mojej kuchni :D Trzy noce zajęło mi ich skręcenie ale prezentują się fantastycznie!

Kolejne zdjęcie związane jest z tym co ostatnio mnie pasjonuje - bieganie. Zaczęło się niewinnie od kilku spontanicznych biegów w listopadzie, potem w grudniu się zmobilizowałam i zaczęłam biegać regularnie 3-4 razy w tygodniu. W styczniu kupiłam nowe buty (nie te ze zdjęcia) i zaczęłam zwiąkszać dystanse. Ponieważ bieganie zajmowało mi całkiem sporo czasu po pracy (10-15 min dojście na boisko dookoła którego biegam, 30-45min bieg, powrót do domu, 15 min rozciąganie, prysznic) Postanowiłam się trochę inaczej zorganizować i zaczęłam 2 razy w tygodniu biegać do pracy z samego rana. Niebieski plecak spokojnie miesci ubrania na zmianę a zaprojektowany jest właśnie dla biegaczy. W pracy mamy prysznic więc nie ma problemu z higieną no i przed godziną 8 mam już zaliczony trening. W tym tygodniu wrzucam trochę na luz bo zaczęłam mieć problemy z piszczelami. Trochę za szybko dodawałam kilometry i niestety nieprzygotowane mięśnie się zbuntowały. Ale to nic, wiem już co i jak z tym robić i mam nadzieję, że do 22 lutego bedę już biegała bezproblemowo :) Zapisałam się na mój pierwszy bieg zorganizowany, mam nadzieję ze się uda!

A po bieganiu trzeba coś dobrego zjeść... Musze uzupełnić moje zapasy masła orzechowego!



Z innych nie-zdjęciowych newsów- zapisałam się na tańce i co tydzień sobie swinguje. To nic że mam dwie lewe nogi jak daje mi to mnówsto radochy i poprawia humor. Poza tym ostatnio spędzam trochę czasu na stronach z aparatami fotograficznymi. Mója biedna cyfrówka ledwo zipie, a ja od dawna mam chętkę na coś bardziej zaawansowanego. Lustrzanki mnie odrzucają swoimi gabarytami więc czaję się na bezlusterkowce, już nawet chyba wiem jaki model tylko postanowiłam jeszcze się trochę podokształcać z zakresu parametrów i rożnego rodzaju obiektywów etc...

To tyle na dziś!
Miłego dnia!!

Pages - Menu