Halo, halo już jestem! Miniony tydzień minął zaskakująco niepostrzeżenie-ledwo co się obejrzałam a tu już sobota! Trzęsienie ziemii pokrzyżowało mi część moich planów i sprawiło że kilka dni byłam taka dość roztrzęsiona ale już jest ok. Mimo tego sporo rzeczy zrobiłam w tym tygodniu, więc jestem zadowolona. Niedługo część z nich zobaczycie tutaj na blogu ;)
Przy okazji chciałabym podziękować wszystkim za miłe słowa :* Fajnie jest wiedzieć że tu zaglądacie i zostawiacie ślad po sobie! Witam tez nowych obserwatorów!
A co do Art-journala. Od dłuższego czasu dość sporo czytam., ale też również działam w zakresie swojego osobistego rozwoju. Po co? Po to żeby żyć lepiej, mieć większą satysfakcję z własnych działań i żeby nie marnować swojego czasu :) O samorozwoju będzie na blogu więcej za jakiś czas- chciałabym zeby mój blog przeztał być tylko twórczy ale żeby był twórczo-osobisty. Art-journal jest zebraniem moich przemyśleń na temat tego dlaczego, jak i co w sobie zmieniać. Myślałam, że o wiele prościej jest sklecić sensowną stronę ale jednak nie jest to takie łatwe. Cóż to mój pierwszy journal więc proszę o wyrozumiałość ;) Okładkę pokazywałam tutaj
Strony na razie luzem- muszę kupić kółka do spinania albumu. Czekam do poniedziałku bo moja nowa szkoła znajduje się na przeciwko sklepu w którym zaopatruję się w większość moich przydasiów ;) Zgadnijcie gdzię będę spędzała przerwy :)
A co do Klucza do Szczęścia numer 1- dobrze jest sobie uświadomić, że nasze życie jest ...NASZE. Że to, gdzie w danej chwili się znajdujemy, co robimy i jak się nam układa jest konswkwencją NASZYCH wyborów i decyzji. Że to tylko MY jesteśmy odpowiedzialni za nasze życie. Ludzie często lubią obwiniać innych oswoje niepowodzenia albo brak sukcesów . Słyszeliście kiedyś " nie dostałem awansu bo teg głupi Artur z 3 piętra podlizywał się szefowi i on go dostał" albo "wykładowca się na mnie uwziął" ? Jak przyjechałam do NZ i nie mogłam znaleźć sensownejpracy to też obwiniałam wszystkich i wszystko- bo nie chcą przyjmować imigrantów, bo kryzys, bo nie mam rezydencji, bo coś tam itp. Aż pewnego dnia po rozmowie z ukochanym stwierdziłam że wina leży we mnie! I że mogę to zmienić! Tak samo zaczęłam myśleć o innych aspektach mojego życia- to że mam troszkę jeszcze kilogramów do zrzucenia to moja wina ale jako ze jestem odpowiedzialna za samą siebie i za swoje życie, to moge to łatwo zmienić. Że może mam mało znajomych tutaj na miejscu bo po prostu za mało się towarzysko udzielam... Praktycznie 90% moich problemów rozwiązuję moim nowym podejściem- analizuję dlaczego mam problem i jak się do tego przyczyniłam i naprawiam to ;) Wiem, że wzięcie odpowiedzialności za swoją sytuację życiową może być trochę przytłaczające i przerażające, ale na prawdę warto bo zyskujemy wtedy świadomość, że to my decydujemy o naszej własnej przyszłości.
Ufff to taki ogólny zarys moich przemyśleń ale chyba wiadomo o co chodzi.Nie obrażę się jak nie będzie Wam się chciało tego czytać ;)
Aaaa Tak w ogóle to od wczoraj One cheerful girl można znaleźć na fejsbuku :) Na pasku bocznym znajduje się okienko fanpejdża, na który serdecznie zapraszam!
Poza tym zapraszam serdecznie na candy- ostatni dzień na zapisy
Tak, przejęcie odpowiedzialności za własne życie się opłaca :) Sama staram się myśleć jak napisałaś.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie tak się po prostu łatwiej żyje.Na początku było mi trochę trudno się przestawić ale po kilku dniach przyszło olśnienie- że moge wszystko i że to tylko ode mnie zależy co zrobie ze swoją resztą zycia. I zaczynam konsekwentnie iść w dobrym kierunku. Jedynym problemem teraz jest fakt że niektóre osoby dookoła mnie mają inną wizję dla mnie i wydaje się im że wiedzą lepiej jak powinnam żyć. Ale o tym też wspomnę w innym wpisie ;)
UsuńTo trudne, ale masz rację - warto :) Może nie wszystko na raz, bo w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze, ale samo uzmysłowienie sobie pewnych racji jest już krokiem w dobrą stronę. A na kolejny zawsze może przyjść pora :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrudne, bo czasami trzeba się przyznać do porażki i do tego ze zmarnowaliśmy szansę czy dwie ( albo i więcej) Ale przed nami nowe wyzwania i mozliwości więc nie ma co się zamartwiać przeszłością
UsuńŚwietnie "wstrzeliłaś" się w chwilę, akurat takich słów potrzebuję, bo jestem na takim etapie swojego życia, że muszę wziąć się w garść i ogarnąć wszystko co wokół mnie i samą siebie :-) już powoli dochodzę do tych samych przemyśleń...;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Każdy chyba ma w życiu takie okresy kiedy dochodzi do wniosku ze trzeba cos w życiu zmienić i że trzeba wziąć się w garść :) Trzymam kciuki za ogarnięce siebie i otoczenia!
UsuńDobrze prawisz :) Jak się same za siebie nie weźmiemy to nikt tego za nas nie zrobi. A marudzić jest łatwiej niż zrobić.
OdpowiedzUsuńWłaśnie- marudzenie nic nam nie daje, psuje humor wszystkim dookoła i wcale nie sprawi że jest nam lepiej- nie widzę żadnych w tym plusów więc po prostu nie ma sensu narzekać i lepiej zacząć działąć ;)
Usuń